niedziela, 29 grudnia 2013

3 - All is forgotten, nothing is lost


Z szokiem wpatrywał się w wyświetlacz komórki, a po głowie wciąż chodziły mu słowa blondyna. „Wybudziła się!” – właśnie ta część nie dawała mu spokoju. Cieszył się? Sam nie wiedział. Jednego był pewien, nie miał najmniejszego zamiaru jechać do szpitala, chociaż wiedział, że przyjaciel nigdy mu tego nie wybaczy. Co robić?

Westchnął i usiadł na kanapie. Burza sprzecznych myśli nie pozwalała mu się skupić. To była ciężka decyzja. A może odpowiedź była prosta, a to on sam wszystko komplikował? Tak jak zresztą wszystko. Zawsze doszukiwał się drugiego dna, innej opcji, innych kroków do podjęcia. Schował twarz w dłoniach, jednocześnie rozważając wszystkie za i przeciw. Sam nie wiedział ile tak przesiedział, jednak był w pełni świadomy, że już dawno powinien być na miejscu.

Lekko ociągając się, wstał z zajmowanego miejsca i podszedł do półki, na której zwykle leżały jego kluczyki. Przeklął siarczyście, gdy zauważył ich brak. Nie miał pojęcia gdzie mogły w tym momencie być, a przecież nie pojedzie bez nich. To całkowicie niemożliwe, cudotwórcą nie jest, chociaż taką opcją by nie pogardził.

-Niech go – był całkowicie pewien, że to roztargniony chłopak, który jeszcze jakiś czas temu przebywał w jego salonie musiał przełożyć gdzieś zgubę. No przecież same nigdzie nie poszły.

Zaczął grzebać w kieszeniach skórzanej kurtki i spodni, które miał na sobie. Na nic. Z niezadowoloną miną skierował się do sypialni, w której zawsze trzymał dodatkową parę na sytuacje tego typu. Zajmie się tym później… Wyszedł z domu i skierował się do auta, stojącego w garażu.  Założył okulary przeciwsłoneczne, włączył głośną muzykę i wyjechał na ulice miasta. Jak na taką godzinę wcale nie było wielkiego ruchu i bardzo cieszył się z tego faktu. Nie potrzebował kolejnej przeszkody, która tylko spowodowałaby tylko zwiększenie poziomu jego irytacji.

Przewrócił oczami, gdy jego telefon po raz kolejny się rozdzwonił, a oczom ukazała się nazwa „Młotek”. Nie miał najmniejszego zamiaru odbierać, był kierowcą, dodatkowo już przecież w drodze. Skupił się na kierowaniu pojazdem, którego zmusił do nagłego hamowania spowodowanego zmianą świateł. Ten dzień był niezwykle pechowy i każdy kolejny moment uświadamiał go w tej opinii. 

Stukał palcami w kierownicę, stojąc pod budynkiem, którego tak nienawidził. Wrzucił wszystkie rzeczy do schowka i wyszedł z samochodu, trzaskając drzwiami. Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić. Na próżno. Nie mógł zmusić się do postawienia kolejnych kroków w stroję drzwi z wielkim napisem "Szpital miejski". Wewnętrzna blokada była uruchomiona i nie wyglądało na to, że ma zamiar odpuścić. Coś podpowiadało mu, żeby uciekał jak najdalej. Jednak rozsądek odzywał się. Doskonale wiedział, jakie mogą być skutki tej wizyty, jeśli dowiedzą się o niej niechciane osoby. Serce zaś pozostawało niewzruszone. Na wszystko i wszystkich. Jak zwykle zresztą.

Z widocznym na twarzy zdenerwowaniem przemierzał kolejne korytarze, szukając wskazanej mu wcześniej przez pielęgniarkę sali. Nie obyło się bez zalotnych spojrzeń w jego stronę oraz prób wyciągnięcia go na kawę. To właśnie był powód, dla którego uważał, że płeć żeńska jest niezwykle irytująca. Cieszył się, że nie ma przy sobie komórki, gdyż na pewno musiałby co chwilę odrzucać kolejne połączenia przychodzące, a nie miał na to nastroju.

Gdy w końcu udało się mu znaleźć odpowiednie drzwi, a jego tęczówki ujrzały niebieskookiego, w tempie natychmiastowym został przygnieciony do ściany. Ze zdziwieniem wpatrywał się w przyjaciela, który najchętniej zabiłby go na miejscu i zdradzały to jego oczy. Szarpnął się i warknął ostrzegawczo, za co został zgromiony spojrzeniem. *A to nowość, zwykle jest na odwrót* pomyślał.

-Dłużej nie można było?! - chyba całe miasto słyszało ten krzyk. Nie zdziwiłby się, gdyby posądzono go o chorobę psychiczną i wezwano zaraz ludzi z białymi kaftanami.
-Hmm, można? Uzumaki, puść mnie. Mogłem wcale nie przyjeżdżać, ciesz się, że chociaż jestem. – ten od razu posłuchał jego polecenia, gdyż wiedział doskonale, że czarnooki ma rację.
-Jesteś jej to winien – szepnął, zaciskając pięści.
-Nic nikomu nie jestem winien. -wycedził przez zęby. -Czemu jeszcze nie wszedłeś do sali?
-Czekałem na Ciebie – na to stwierdzenie, szeroko otworzył oczy. Przez głowę mu nie przeszło, że będzie wchodził do środka i nie dopuści, aby tak się stało. –Nie patrz tak na mnie, nie pozwolę, żebyś tu został, od razu zwiejesz.

Pokręcił głową, aby zaprzeczyć, ale sam zdawał sobie sprawę, że taka jest prawda. Nie chciał przebywać w tym miejscu. Nie po wszystkim, co się stało. Nie po obietnicy, jaką złożył.

-Nie zabrałeś mi czegoś przypadkiem? – próbował odwrócić uwagę chłopaka i udało się mu to, gdyż ten rozpaczliwie zaczął szukać czegoś w kieszeniach spodni. Oparł się bokiem o plastikowe krzesełko i czekał, aż odzyska swoje klucze. Uniósł brwi, kiedy blondyn z głupkowatą miną zaczął drapać się po głowie. Mogło to oznaczać tylko dwie rzeczy: zgubione, bądź zapomniane. Miał szczerą nadzieję, że w tym przypadku chodziło o drugą opcję. W innym wypadku podejrzewał, że chłopak wyląduje na OIOMie.
-Ee, spokojnie. Ja Ci je dziś przyniosę! Naprawdę! Obiecuję, Sasuke! – westchnął, ale nic nie powiedział. 
Nie miał ochoty na kłótnie. Jedyne, czego naprawdę pragnął to ucieczka jak najdalej. Od niechcianych, napływających wciąż wspomnień.

Stał zamyślony. Najwyraźniej zbyt długo, gdyż poczuł szturchnięcie i silne pchnięcie, w wyniku czego wpadł do sali chorych. Ledwo utrzymując się na nogach, z wściekłością wymalowaną na twarzy obrócił się w stronę chłopaka, który tu go ściągnął i był sprawcą incydentu sprzed kilku chwil. Warknął, jednak nie zwróciło to jego uwagi. Spojrzał w tę samą stronę co on. Na łóżku leżała blada, różowowłosa dziewczyna. Podpięta do wielu maszyn wyglądała jak duch lub trup. Nigdy nie pomyślałby, że ujrzy ją w takim stanie. Wyraźnie śledziła każdy ich ruch, co nieco go skrępowało. Szybko odzyskał świadomość i skrył szok pod swoją zwyczajną, zimną maską.

-Sakurka! – usłyszał krzyk, a następnie zobaczył jak dziewczyna ściskana jest przez ich przyjaciela. Pokręcił zażenowany głową, gdyż ten nie zdawał sobie chyba sprawy, że to, co robi, sprawia jej ból. Złapał go za ramię i odciągnął od niej.
-Puść ją młotku, nie widzisz, że to ją boli? – jego oschły ton najwyraźniej ją zmroził. Zielone oczy wpatrywały się uważnie w czarne, które ciskały piorunami. Zauważyła to, strach przemknął przez jej twarz, a sama dziewczyna próbowała podciągnąć się jak najbardziej w kierunku ściany. Jej starania spełzły na niczym, co zdziwiło wszystkie osoby znajdujące w tym pomieszczeniu. Przerażone do granic możliwości oczy lustrowały każdą rzecz znajdującą się dookoła, unikając jego wzroku.

Nie wytrzymał. Cała sytuacja wyraźnie go przerosła. Obrócił się na pięcie i wyszedł z małej sali, a następnie budynku szpitala. Wsiadł do samochodu, gdzie zacisnął dłonie na kierownicy, a głowę oparł na zimnej szybie, próbując uspokoić własne myśli i serce. Nie chcąc dłużej zastanawiać się nad sytuacją jaka miała miejsce, odpalił silnik i odjechał w dobrze znane sobie miejsce.

*

Powoli otworzyła powieki, od razu mrużąc je w wyniku oślepienia jaskrawym światłem. Czuła pulsujący ból, który epicentrum miał w jej głowie. Była słaba, dziwnie słaba, a pustka w mózgu wyraźnie ją zaniepokoiła. Tak nie powinno być. Co się stało?

Rozejrzała się po pomieszczeniu, w jakim przebywała. Biała pościel, jak i ściany. Umywalka, szafeczka i aparatura, do której była podłączona sprawiły, że od razu pojęła gdzie się znajduje. Czemu jednak jest w szpitalu? Próbowała sobie coś przypomnieć, na próżno. Powiększało to tylko jej cierpienie. Przyłożyła palce do skroni mając nadzieję, że pomoże to w jakimś stopniu.

Drzwi skrzypnęły, co wybudziło ją z transu. Zielone tęczówki od razu spoczęły na wysokiej blondynce w fartuchu lekarskim, która spokojnie wkroczyła do środka. Widząc, że pacjentka przebudziła się, natychmiastowo znalazła się przy jej łóżku. Złapała za kartę i bez słowa zaczęła sprawdzać stan dziewczyny.

-C-co się stało? – odważyła się zadać pytanie. Była ciekawa, dlaczego znalazła się w takim miejscu i czemu nie może nic sobie przypomnieć.
-Dwa miesiące temu miałaś wypadek. Zapadłaś w śpiączkę. Baliśmy się, że już się nie wybudzisz. – z takiej odległości mogła dokładniej przyjrzeć się kobiecie. Brązowe oczy, pokaźny biust i kilka widocznych zmarszczek na twarzy. Zerknęła na plakietkę, jednak zanim zdążyła przeczytać cokolwiek, uprzedził ją w tym jej głos –Mam na imię Tsunade, opiekuję się tobą od kiedy do nas trafiłaś.
-Aha… a jak ja w ogóle mam na imię? – to zdanie ugrzęzło pomiędzy nimi. Lekarka początkowo z szokiem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w nią. Z każdą sekundą wyraz jej twarzy zmieniał się. Z zaskoczonej, przeszedł w wyraźne współczucie. Tylko dlaczego? Co do cholery się działo, czego ona nie wiedziała?
-Sakura. Sakura Haruno, masz dwadzieścia trzy lata, mieszkasz w Tokio. Jak już mówiłam, trafiłaś do nas dwa miesiące temu z powodu wypadku. Pamiętasz cokolwiek? – zapytała, sprawdzając przy tym jej oczy. Zaprzeczenie ruchem głowy potwierdziło jej tezę. Dopisała coś na karcie i odwiesiła ją na miejsce. –Odpocznij, niedługo wrócę.

Chciała jeszcze coś powiedzieć, zatrzymać ją własnym głosem, ale nie potrafiła. Wpatrywała się więc w ścianę naprzeciwko, rozmyślając nad tym, co usłyszała. Sakura… to dość nietypowe imię. Szkoda, że nie dowiedziała się czegoś więcej, ale obiecała sobie, że wypyta o to następnym razem, kiedy tylko zobaczy brązowooką.

Straciła rachubę czasu. Zamyślenie przerwały krzyki dochodzące z korytarza, a następnie wtargnięcie dwóch osobników do jej sali. Czarnowłosy chłopak wpadł, prawie się wywracając, a za nim wbiegł blondyn z uśmiechem na ustach. Nie patrząc na nic, rzucił się w jej stronę i zamknął ją w silnym uścisku. Zacisnęła zęby starając się nie krzyknąć z nagłego bólu. Bądź co bądź, nie należał on do najsłabszych. Już po chwili poczuła się wolna, zobaczyła tylko jak silna ręka odciąga od niej jasnowłosego.

Z lekkim strachem wpatrywała się w nich, a kiedy tylko obydwoje zwrócili się w jej stronę, zamurowało ją. Miała przed sobą dwóch przystojnych mężczyzn.  Jednak to nie to było powodem jej szoku. Czarne, lodowate tęczówki jakby przeszywały ją i wywiercały dziurę na wylot. Coś jej mówiło, że je zna. Że nie są bezpieczne, ale z drugiej strony przyciągały ją. Widziała w nich wściekłość, jakby strzelały piorunami, próbując zamrozić wszystko, co stanie im na drodze. To właśnie spowodowało, że próbowała jak najbardziej cofnąć się do ściany. Zdziwienie, szok i przerażenie osiągnęło szczyt, kiedy doszło do niej, że nie potrafi ruszyć dolną partią ciała. Ręce były jeszcze zbyt słabe na utrzymanie ciężaru ciała. Bezsilna opadła z powrotem na poduszkę. Te same uczucia wyczytała z ich twarzy. Nie mogąc dłużej znieść ciężaru dręczących ją spojrzeń, zaczęła rozglądać się dookoła. Szukała czegoś, na czym mogłaby zawiesić swój wzrok.

W nieco krępującej ciszy, jaka zapadła, można było wyraźnie usłyszeć oddechy tej trójki. Każdy w innym rytmie. Drgnęła, kiedy głośne trzaśnięcie drzwiami przerwało panujący spokój. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Podejrzewała, że się znają, skoro przyszli do niej, a jeden z nich ją przytulał. Problem leżał w tym, że ich nie rozpoznawała. Nie posiadała wiedzy na temat relacji między nimi, czy chociażby ich imion. Nie miała wspomnień z nimi związanych. W ogóle ich nie miała. Spuściła głowę, wpatrując się we własny brzuch przykryty kołdrą. Zaczęła bawić się palcami u dłoni, kiedy do jej uszu doszły kroki, a następnie szuranie krzesłem o ziemię.

-Jak się czujesz? – cichy głos, tak niepasujący według niej do postaci siedzącej obok. Z tego co zdążyła zaobserwować, chłopak należał do jednych z nadpobudliwych osób, które wręcz rozpiera energia.
-Chyba dobrze – mruknęła, starając się opanować drżenie głosu. Bądź co bądź, w dalszym ciągu nie wiedziała kto taki wypytuje ją o samopoczucie.
-Nawet nie wiesz jak wszystkich wystraszyłaś. Nie rób nam tego więcej. – Błaganie. Właśnie to usłyszała w jego tonie. Kim dla niego była, skoro mówił jej coś takiego?

Ponowne otwarcie drzwi zwróciło ich uwagę. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła tę samą blondynkę co wcześniej, choć ani na chwilę nie przestała być czujna. Kto wie, co może się wydarzyć? Zdecydowanie bezpieczniej się czuła, kiedy przebywała nią osoba, którą już poznała.

-Naruto, za mną – władczy ton. To nie była prośba. To był zwyczajny rozkaz, najpewniej skierowany do niebieskookiego, jak już zauważyła chłopaka, gdyż ten wstał ze stołka i skierował się w tę samą stronę, w którą podążyła doktor Tsunade.

Nie miała pojęcia ile czasu minęło, zanim ponownie zobaczyła jego postać. Jednego była pewna. Na korytarzu było głośno i to za sprawą tej dwójki. Szeroki uśmiech na jego twarzy nie pasował jej do sytuacji. Ona nie miała żadnego powodu do radości. A może miała? W końcu wszyscy myśleli, że umrze.

-Nie martw się Sakurcia, zaopiekuję się Tobą. Wszyscy Ci pomożemy. Przypomnisz sobie każdy szczegół.  – uniósł kciuk w górę. Chciał ją tym podnieść na duchu? –Ah tak, nazywam się Naruto Uzumaki, kumalski?! – wręcz wykrzyczał to zdanie, co bardzo ją zdziwiło, jak i sprawiło, że była coraz bardziej ciekawa jego osoby. –Znasz mnie od małego. Jesteśmy w tym samym wieku. No i jesteś najlepszą przyjaciółką mojej żony.
-Naruto… - mruknęła, jakby niepewna, czy może wypowiedzieć jego imię. Pytający wzrok utwierdził ją w przekonaniu, że słucha. –Opowiedz mi coś o sobie, o moich znajomych… o mnie – poprosiła nieśmiało.

Nie miała pojęcia, że ktoś może aż tyle gadać. Starała się zapamiętywać każde słowo, jakie jej przekazywał. Każde imię wypływające z jego ust wraz ze szczegółowym opisem wyglądu. Chłonęła wszystko, co do niej mówił, jakby informacje te były na wagę złota. Momentami podnosił głos, przesadnie przy tym gestykulując, jednak nie przeszkadzało jej to. Wręcz przeciwnie, chwilami nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, cisnącego się na usta. A kiedy tylko wybuchał śmiechem, ona dołączała do niego. Nie liczyło się nic. Nawet fakt, że praktycznie go nie pamięta. Pozytywna energia wręcz wylewała się z niego, co udzielało się i jej. W tak krótkim czasie przyzwyczaiła się do jego obecności, można nawet powiedzieć, że bardzo polubiła.

-… i właśnie wtedy wynurzyłaś się z wody! Miałaś włosy w błocie, a do twarzy przykleiło Ci się trochę roślin! Do tej pory pamiętam Twój pisk, kiedy coś poruszyło Ci się za koszulką, hahaha – po chwili dołączyła do niego. W sali słychać było głośny śmiech ich dwójki. Wytarła łzy z kącików oczu.
-Muszę, po prostu muszę zapytać! Co z moimi włosami? Jestem jakimś dziwadłem. Kto w ogóle pozwolił mi je zafarbować na różowo?! – zaśmiał się. Zadała to samo pytanie, za jakie kiedyś ludzie porządnie obrywali po głowach.
-Są w pełni naturalne, Wisienko. – puścił jej oczko. Posłała mu szczery uśmiech, jednak zaraz spoważniała, przypominając sobie o pewnym ważnym fakcie.
-A… Sasuke. Z tego co mi mówisz, jest całkowicie inny niż to, co widziałam jakiś czas temu. – podrapał się po głowie, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Nie może jej przecież okłamać.
-Faktycznie, w dzieciństwie był podobny do nas. Zawsze zachowywał dystans, nauczył go tego ojciec, ale w połowie pierwszej klasy liceum coś się zepsuło. Nikt nie ma pojęcia co. Stał się oschły, ale tylko w stosunku do ciebie. Tylko on zna powód. Każdy dookoła widział, jak bardzo cię tym ranił i z każdą chwilą coraz bardziej łamał serce. Każdy, poza nim. Był chyba tak zaślepiony, że nie zauważył, że cię niszczy. On jako jedyny nie wiedział jak go kochasz. Do czasu… do dnia wypadku. – ucichł. *Do czasu, do dnia wypadku* powtarzała sobie w myślach. Musiało się wtedy coś stać. Pytanie tylko: co? Widząc wyraz jej twarzy, szybko odpowiedział –Wykrzyczałaś mu wszystko w twarz. Kiedy nazwał Cię po raz kolejny irytującą, strzeliłaś mu w twarz i uciekłaś. Wtedy potrącił Cię samochód.

Nie wiedząc czemu, coś zakuło ją w sercu na słowo „irytująca”. Czy to ma jakiś związek z Uchihą? W jej głowie powstał wielki znak zapytania. „Po raz kolejny” – to musiało oznaczać, że już wcześniej to od niego słyszała. Tylko ile razy? Ile razy zwykłe słowo rozrywało jej serce? Miała nadzieję, że opowieści z jej życia jakoś rozjaśnią jej umysł, jednak nic takiego nie nastąpiło. Poznane historie zanotowała sobie w głowie jako wspomnienia, chociaż faktycznie nimi nie były. Nie, dopóki jej rozum sam nie postanowi ich odświeżyć. Dopóki nie opuści kurtyny, blokującej jej dostęp do przeszłości.

Podparła się na łokciach, starając  się zmienić pozycję, w której leżała. Z przerażeniem odkryła, że w dalszym ciągu nie potrafi ruszyć nogami. Z lekką niepewnością uderzyła pięścią w udo. Nic. Nie poczuła nic, poza łzami, które już po chwili spływały po jej policzkach. Uzumaki nie czekał długo. Zamknął ją w szczelnym, jednak lżejszym od poprzedniego uścisku. Głaskał ją po głowie, próbując uspokoić. Przecież wiedział, że w końcu przyjdzie moment, w którym będzie musiał wyznać prawdę. Tylko patrzenie na ból w jej oczach powodował, że nie potrafił się do tego zebrać. Lekko odsunął ją od siebie, przejeżdżając dłonią po jej włosach.

-Spójrz na mnie – prosił, ale nie dawało to rezultatów. Złapał jej twarz w dłonie i nakierował na swoją tak, aby móc spojrzeć w jej tęczówki. –Babunia Tsunade powiedziała, że przez jakiś czas nie będziesz mogła chodzić. Uderzenie uszkodziło coś w twoim kręgosłupie, ale nie na stałe!  Jesteś po operacji, czekają się rehabilitacje, które przywrócą ci sprawność. Do tego czasu razem z Hinacią zajmiemy się tobą, nie martw się. – ścisnął ją za dłoń, próbując dodać otuchy. Jemu samemu nie było łatwo pogodzić się z wieścią, jaką przekazała mu wcześniej kobieta, ale wiedział na pewno, że nie zostawi przyjaciółki w potrzebie.

Pół godziny. Mniej więcej tyle czasu minęło, od kiedy została sama. Usłyszała tylko, że ma zaczekać, ale na co? Leżała, wpatrując się w zegarek i licząc kolejne mijające minuty. Zamknięta w czterech ścianach nie miała nic do roboty. Nudziło jej się. I to bardzo. Ciemne, spowite chmurami niebo widoczne zza okna też nie przykuwało uwagi. Nie zachęcało do spojrzenia na nie. Wręcz przeciwnie. Sprawiało, że nastrój człowieka z każdą chwilą stawał się coraz gorszy.  Miała ochotę zakopać się głęboko w pościeli i nie wychodzić stamtąd, póki cała ta sytuacja nie okaże się tylko czyimś chorym żartem. Może to prawda? Może ktoś sobie z niej kpi? Takie pytania ciągle zawracały jej głowę, choć była świadoma, że jedyną rozsądną odpowiedzią jest: los. Tak, to los sobie z niej kpi.

Wpatrywała się w ruszające się wskazówki zegara. Tik tak, tik tak. Powoli zaczynała się irytować. W końcu ile można leżeć w ciszy, przerywanej jedynie przez tak denerwujący dźwięk? Odwróciła głowę w stronę drzwi, kiedy usłyszała kroki, a następnie ujrzała znaną już jej jasną czuprynę. Jej uśmiech jednak szybko zgasł, gdy zorientowała się, że chłopak nie jest sam. Zaraz za nim zobaczyła dziewczynę. Nie miała pojęcia kim jest. Szybko przesunęła po niej wzrokiem, próbując dopasować jej wygląd do jednego z opisów, jakie usłyszała wcześniej. Długie, ciemne włosy i niemal białe tęczówki. To musiała być Hinata Uzumaki.

-Oii, Sakurcia. Przynieśliśmy Ci trochę owoców, coś do picia i poczytania. Chciałem kupić Ci ramen, ale Hinatka stwierdziła, że nie możesz jeszcze tego jeść. – nie mogąc się powstrzymać, zaśmiała się głośno, kiedy na jego twarzy wypełzł grymas spowodowany brakiem możliwości dokarmienia przyjaciółki jego ulubionym daniem. –No taak, więc to jest właśnie moja żona Hinata. Nie bój się jej. Była twoją najlepszą przyjaciółką przed sama wiesz czym! – wyraźnie zaakcentował trzy ostatnie słowa, za co został szturchnięty łokciem w brzuch.
-Dziękuję Naruto. I ja… nie boję się. Wiem, że nie zrobilibyście nic, co mogłoby mi zaszkodzić. – po tym zdaniu poczuła silny uścisk dłoni, który zaraz odwzajemniła. Nie wiedziała czemu, znała tę dziewczynę jedynie z opowieści, ale była pewna, że martwi się o nią. Widziała to w jej oczach, biła od niej aura pełna miłości i troski.
-Nawet nie wiesz jak tęskniłam… - urwała, pociągając nosem –Zaraz wpadnie tu cała zgraja, która w świetle prawa jest dorosła, jednak ich rozwój chyba się zatrzymał, więc nie zdziw się zbytnio tym, co zobaczysz. Cóż… nie udało mi się ich zatrzymać. Kiedy tylko dowiedzieli się, że w końcu się obudziłaś, od razu postanowili przyjechać.

Zagryzła nerwowo wargę, domyślając się o co chodziło. Grupa ludzi znająca ją doskonale, których ona nie pamięta. Jak będą się zachowywać? To przecież kompletnie niemożliwe, żeby w takiej sytuacji, atmosfera była w pełni naturalna. Głośno westchnęła, ale nie powiedziała na ten temat ani jednego słowa. Zamiast tego poprosiła o szklankę wody, której jak się okazało, również nie mogła póki co dostać, tak więc pocieszyła się jedynie zwilżeniem warg. Odczuwając ulgę, ułożyła się wygodniej na poduszce i zagłębiła w rozmowie z młodym małżeństwem.  Czuła z nimi jakąś więź, której za nic w świecie nie chciała stracić. Właśnie ta dwójka była dla niej jedyną podporą. Osobami, które opiekowały się nią, odwiedzały. Potrafili sprawić, że na jej ustach kwitł uśmiech, nawet jeśli był minimalny.

Jak na zawołanie, drzwi szeroko otworzyły się, a do środka sali wpadła grupa ludzi. Była przestraszona. Nie, przerażona.  Każdy z nich mówił coś do niej, przekrzykiwali się, przepychali. Rozumiała pojedyncze wyrywki zdań. Wiedziała, że pytają o samopoczucie oraz zdarzenie, które doprowadziło do tego, że znajduje się w tym miejscu. Dziwiła się, że nikt z personelu nie zwrócił na to uwagi. Była w takim szoku, że sama nie zauważyła, kiedy po jej policzku popłynęły łzy. Sama nie wiedziała dlaczego. Nie zareagowała tak nawet na wieść o tym, że jej rodzice nie żyją.

-Zamknąć ryje! – głośny krzyk wyraźnie obudził wszystkich. Spojrzała na chłopaka, który stał teraz z zaciśniętymi pięściami. Spojrzała na niego z wdzięcznością i zarazem zakłopotaniem. To był moment, kiedy kolejne osoby miały dowiedzieć się o tym, że została przypięta do wózka. O tym, że w jej mózgu świeci pustka i nie zna sposobu, żeby to odwrócić. Żadnego, poza czekaniem… na cud.

Nie miała pojęcia, ile zajęło wytłumaczenie wszystkiego po kolei. Niczego nie ominął, podał każdą informację na temat jej stanu, przez co czuła na sobie ciążące spojrzenia pełne niedowierzenia i współczucia. Nie chciała tego. Czuła się jak kula u nogi. Biedna Sakura uległa wypadkowi i trzeba się nią zająć… tak właśnie o sobie myślała. Nie przyjmowała do wiadomości, że jest inaczej, chociaż nie chciała, żeby tak było. Ale nic nie mogła przecież poradzić. To nie ona rozdaje tu karty. Ktoś wyraźnie zaplanował jej życie i zburzył piękny domek z kart, jaki zdążyła do tej pory wybudować.

Godzina, później dwie. Siedzieli razem już tak długo. Powoli zaczynała się otwierać, patrząc na ich radosne buzie i sposób, w jaki ją traktowali. Rozumiała, dlaczego przedstawiono ich jako jej przyjaciół. Każdemu z nich zależało. I tylko to się dla niej liczyło. Żwawą dyskusję przerwał dźwięk dzwonka, wydobywający się z kieszeni niebieskookiego. Szybko wyciągnął komórkę i odebrał połączenie. Z każdą chwilą wyraz jego twarzy zmieniał się, aż w końcu przybrał postać zmieszania.

-Coś się stało? – jakby chórem. W tym samym momencie, odezwało się kilka osób. Patrząc na to z jej perspektywy można było stwierdzić, że jakoś się umówili, ale nie. Bo jak?
-Muszę jechać po Sasuke. Upił się.



Wybaczcie. Wiem, że zawiodłam na całej linii i nie mam innego wyjaśnienia niż to, że po prostu nie miałam czasu. Obiecuję, tak, obiecuję, że kolejne notki będą pojawiać się szybciej. A jak nie, to nie wiem co będziecie mogli mi zrobić. 
Chcę Wam również życzyć Szczęśliwego Nowego Roku! Spełniajcie swoje marzenia, nigdy się nie poddawajcie! Bądźcie sobą zawsze i wszędzie. 
Pozdrawiam,
Wasza Mari

6 komentarzy:

  1. W cale nie zawaliłaś ;) ważne jest to że ciągle piszesz, a to kiedy pojawiają się notki nie ma jak dla mnie znaczenia bo wiem że nie opanujesz typowej popularnej zawieszki na blogu. Rozdział hmm niby wyjaśnia wiele, ale dalej zastanawiam się co chodzi po głowie naszemu Sasuke, bo co jak co, jego burza mózgu ciekawi mnie najbardziej ^^ te jego kosmate zakurzone i zdziwaczałe myśli są czymś co mnie ciekawi, zwłaszcza teraz gdy wiem że się schlał, co mu siedziało w głowie gdy sięgał po alkohol? To jest bardzo ciekawe, ja chcę wiedzieć, więc wiesz co masz robić ;) Pozdrawiam i życzę udanego Sylwestra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak miło mi się robi po przeczytaniu takiego komentarza! ;) Hmm, Sasuke zawsze był zdziwaczały i nie mam zamiaru tego zmieniać, jak też na razie za dużo odkrywać, haha. Nie chcę, żeby był to blog na 10 rozdziałów, bo fabuła posuwać się będzie za szybko!
      Wiem doskonale co mam robić i najprawdopodobniej zabiorę się za to już dziś, więc szykujcie się na huragan o nazwie Mari!
      Dziękuję bardzo i wzajemnie! :)
      Mari

      Usuń
  2. Twój blog jest świetny i mam nadzieję, że będziesz dalej pisała :) Bardzo ciekawa fabuła i świetnie to wszystko opisujesz :) Pozdrawiam i Szczęśliwego Nowego Roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam najmniejszego zamiaru opuszczać tego bloga. To, że teraz wypadają większe przerwy nie zmienia faktu, że kocham moją małą historyjkę.
      Dziękuję bardzo za życzenia i również życzę Szczęśliwego Nowego Roku!
      Pozdrawiam
      Mari

      Usuń
  3. ROZDZIAŁ! *w*
    Pędzę czytać, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  4. Na poczatek przepraszam jeśli komentarz będzie krótki, mojej weny nie ma jak śniegu w Wigilie i nawet w komentarzach nie wiem co bym mogła napisać. Na pewno mogę powiedzieć, że mi się podobało. Musiałam przeczytać poprzedni bo kompletnie zapomniałam o co chodzi ale na szczęście mój głupi mózg się dowiedział ale to już wiesz. Szkoda mi Sakury, utrata pamięci i jeszcze uszkodzony kręgosłup. Biedactwo. Pewnie teraz będzie uparcie chciała się dowiedzieć co takiego wydarzyło się w dniu wypadku. Ja też chcę! I Sasuke upity, już chcę kolejny rozdział. :DD
    Życzę udanego Sylwestra i żeby wszystkie Twoje postanowienia się zrealizowały. ;))
    Pozdrawiam. ;**
    ~ Eve lin ( czyt. Ivilan ).

    OdpowiedzUsuń