Troska, czym ona jest? Czy jest chęcią opieki nad drugą
osobą? Zapewnienia jej bezpieczeństwa? Czy jest to chęć ochrony drugiej osoby
przed złem, a może bycie z nią, kiedy tego potrzebuje? Czy jest to chęć
niesienia pomocy bliskiej osobie, nie dbając o własne interesy?
Czymkolwiek była troska, wiedział, że nie jej dobrym
przykładem. Nie nadawałby się na anioła stróża, czy opiekuna. Był Uchihą. Od
dziecka wpajane było mu nieukazywanie uczuć, co utrwaliło się w nim po śmierci
rodziców. Jednak starał się. Codziennie starał się zapewnić bezpieczeństwo
najbliższym mu ludziom. Na swój oryginalny sposób, co często miało skutek
odwrotny od zamierzonego.
Wpatrując się w płomienie, które pożerały czarną kopertę
wraz z jej zawartością, zastanawiał się nad najlepszym rozwiązaniem zaistniałej
sytuacji. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej stanowczo odrzucił pomysł
przyjaciela, uważając, że jest on najgłupszym ze wszystkich możliwych i nie ma
nawet mowy o tym, aby dziewczyna zamieszkała razem z nim. Jego psychika by tego
nie wytrzymała. Cierpiał, wiedząc, że ona przechodzi to samo. Jego ból
powiększyłby się tylko, gdyby trafiła ona pod jego dach.
Rozdarty był na dwie części. Jedna z nich pragnęła spokoju.
Odizolowania się od wszelkich problemów, zostawienia ich za sobą i całkowitego
zapomnienia. Druga męczyła jego sumienie oraz serce, podsuwając do głowy przeróżne
wspomnienia, co powodowało jego rozdrażnienie.
Podwójnie irytował go fakt, że częściej przyłapywał się na
przyznawaniu racji blondynowi. Zdawał sobie sprawę, że Akatsuki nie da za
wygraną, a w momencie wysłania listu wszelkie umowy zostały zerwane. Całość
była jak samobójcza wyprawa w samochodzie z zablokowanym hamulcem, gnającym
prosto do końca zerwanego mostu. Nie było bezpiecznej opcji. Mógł poddać się,
odpuścić i po prostu zlecieć w przepaść, zatracając samego siebie. Mógł też
zaryzykować dalszymi działaniami i wyskoczyć z rozpędzonego auta.
Haruno nie była dłużej bezpieczna, nawet oddalona od niego.
Jeśli chciał jej bezpieczeństwa, musiał mieć ją ciągle na oku i rozprawić się z
gangiem tak, aby nikomu już nie zagrażali. Jego jedynym zmartwieniem było przekonanie jej
do przeprowadzki. Zdawał sobie sprawę z władzy jej spojrzenia nad nim. Kiedyś
te dwa błyszczące szmaragdy wpatrzone były w niego z miłością, troską i
ufnością. Aktualnie były matowe, pozbawione życia i uczuć. Tkwił w nich zalążek
strachu, który sam tam zasiał swoim zachowaniem. Nie mógł zapomnieć jej
spojrzenia w szpitalu, kiedy tylko zobaczył ją po przebudzeniu. Ten widok na
zawsze pozostanie w jego pamięci.
Rozważając wszystkie za i przeciw pomyślał o jeszcze jednym
miejscu, w którym może otrzymać wskazówkę. Wizja zrodziła się szybko i nie mógł
zaliczyć jej do swoich ulubionych, ale był gotów zrobić ten krok. Postanawiając,
że dokona wyboru po jego odwiedzeniu, poszedł spać.
*
Następnego dnia nie mógł doczekać się końca pracy. Wszelkie
papiery wypełniał niczym maszyna, a na spotkaniach biznesowych był nieobecny.
Niecierpliwie odliczał minuty do opuszczenia budynku firmy. Chociaż jako szef,
mógł to zrobić w każdym momencie, nie chciał zawalać kolejnej rzeczy w jego życiu
z powodu drobnych błędów, jakich później nie będzie mógł już naprawić.
Gdy na zegarze wybiła 16, niemal biegiem dostał się do
samochodu, którym obrał znany sobie kierunek. Pędził jak tylko się dało, chcąc
rozwiązać zagadkę chodzącą po jego głowie. Konieczne do tego było spotkanie z
osobą, której nie widział kilka lat.
Parkując pod budynkiem więzienia, wziął głęboki oddech na
uspokojenie. Jego serce wybijało szalony rytm z powodu buzujących emocji. Jeśli
ktoś mógłby mu w tym momencie pomóc, był to jego brat. Nic i nikt nie
powstrzyma go od wyciągnięcia od niego informacji. To czas, aby zmierzyć się z
bolesną przeszłością.
Siedząc na metalowym krześle przymocowanym do podłogi, w
myślach powtarzał wszystkie pytania, jakie chciałby zadać. Było ich zbyt wiele,
co powodowało mętlik w głowie i chęć ucieczki. Wiedział, że nie może, jednak z
każdą sekundą to pragnienie rosło w siłę. Właśnie dlatego, kiedy do pomieszczenia
wprowadzono kolejną osobę, usadzono ją naprzeciwko i zdjęto kajdanki, nie
odezwał się ani słowem. Tępo wpatrywał się w blat stolika pomiędzy nimi.
-Zmieniłeś się
-Nie jestem już dzieckiem. Ty za to wyglądasz tak samo –
niemal warknął, nie wiedząc do końca dlaczego. Nerwy w nim szalały, czego nie
potrafił opanować.
-Nigdy mnie nie odwiedziłeś, dlaczego teraz? Za miesiąc
moglibyśmy rozmawiać bez przeszkód.
-Co?
-Jestem grzeczny, Sasuke. Wychodzę za dobre sprawowanie.
Chyba nie myślałeś, że pozbędziesz się mnie na długo?
Zacisnął pięści na kolanach, starając się uspokoić. Nie
interesował go los brata, nie po tym, co zrobił. Nie miał więc pojęcia o jego
wcześniejszym wypisie.
-Dalej trzymasz z Akatsuki?
-Straciłem z nimi kontakt w momencie zamknięcia mnie tutaj.
I uprzedzę kolejne pytanie, nie, nie mam zamiaru do nich wrócić.
-Więc co chcesz robić?
-Zajmę się czymś pożytecznym. Kto wie, może otworzę firmę?
Słyszałem, że Twoja działa świetnie. Może weźmiesz mnie pod swoje skrzydła?
-Myślisz, że Ci uwierzę?! Siedzisz tak spokojnie, jakby nic
się nie stało!
-Zrehabilitowałem się, możesz mi wierzyć lub nie, ale takie
są fakty.
-Powiedz mi jedno! Dlaczego nasłałeś ich na mnie? Dlaczego
nasłałeś ich na NIĄ?! ODPOWIEDZ MI!
-Posłuchaj – westchnął –Nie wiem o co Ci teraz chodzi, ale
nie mam nic wspólnego z Akatsuki, rozumiesz? Oskarżasz mnie o coś, z czym nie
mam związku i o czym nie mam pojęcia. Usiądź spokojnie i porozmawiajmy, skoro
już tu jesteś.
-Jak możesz nie wiedzieć? Dręczą mnie od kilku lat z zemsty
za wsadzenie Cię tutaj! Chcą mnie pogrążyć, ganiając za moimi przyjaciółmi!
Sakura miała wypadek, do cholery jasnej, straciła pamięć i nie może chodzić!
Może to brzmi dla ciebie znajomo?! Aż tak mnie nienawidzisz, że musisz rujnować
życia niewinnych osób?
-Ah, mała Haruno… Posłuchaj, Sasuke. Przykro mi z jej
powodu, wiesz, że zawsze ją lubiłem, ale powtórzę Ci to jeszcze raz, ja nie mam
z nimi nic wspólnego. Odwiedzili mnie kilka razy, to wszystko. Odciąłem się od
nich. Otwórz oczy i pomyśl, oni CHCĄ, żebyś mnie nienawidził. Chcą, żebyś to ty
mnie wykończył, bo ich zostawiłem.
-Dlaczego?
-Hmm?
-Dlaczego do nich dołączyłeś? Dlaczego ich zostawiłeś?
Dlaczego…
-Zrobiłem wszystko, co konieczne, żeby Cię chronić. Nie
powiem Ci, że żałuję wszystkich podjętych decyzji. Niektóre z nich były
niezbędne, abyś dalej mógł spokojnie żyć. Żałuję, że wsiadłem wtedy za kółko,
chociaż zdawało się być to najbezpieczniejszą opcją. To ja z naszej trójki
byłem najtrzeźwiejszy. Żałuję, że im nie pomogłem, ale nie masz pojęcia co
czułem, kiedy ich wtedy widziałem. Widok był okropny, a ja tak obawiałem się
konsekwencji, że łatwiej było mi uciec, niż zostać i patrzeć, jak ulatuje z
nich duch. Żałuję, że zostawiłem Cię, kiedy najbardziej mnie potrzebowałeś. Po
prostu bałem się twojej reakcji. Nie miałem pojęcia jak mógłbym spojrzeć ci w
oczy po czymś takim.
Trząsł się coraz bardziej. Każde słowo, jakie do niego
docierało było jak igły wbijane w jego serce i powodowało jego ból. Zadając to
pytanie nie spodziewał się, że otrzyma taką odpowiedź. Po prostu nie był na nią
gotowy.
-Nie wiesz nawet przez co przechodziłem…
-Wiem, Sasuke. Wiem też, że to dzięki przyjaciołom dałeś
sobie radę. Obserwowałem Cię cały czas, dopóki mnie nie odnalazłeś. Ale
wyrosłeś na mężczyznę, który jest gotów walczyć o swoje i jestem z ciebie dumny.
Wiesz czego jeszcze żałuję? Żałuję, że zawiodłem matkę, która w swoich
ostatnich chwilach prosiła mnie o opiekę nad tobą. Nawet zdajesz sobie sprawy
jak jesteś do niej podobny. Żałuję, że przeze mnie ojciec cię nie doceniał,
chociaż tak bardzo się starałeś. Próbowałeś mnie naśladować. Chciałeś być jak
ja, aby zdobyć szacunek taty. Wiesz co ci powiem? Możesz uważać, że zniszczyłem
ci życie i pewnie masz rację, ale cieszę się, że nie stałeś się moją kopią. Najbardziej
żałuję, że pozwoliłem Ci mnie znienawidzić. I za to właśnie chcę cię
przeprosić.
Nie wytrzymał. Wszystkie tamy puściły w chwili, kiedy
usłyszał o rodzicach. Chciał zmierzyć się z przeszłością raz na zawsze, jednak
okazało się, że nigdy się od niej nie uwolni. Zawsze będzie słaby. Kilka łez
potoczyło mu się po policzku, a za nimi popłynęły kolejne. Niemal od razu
poczuł ramiona, które mocno go oplotły. Nie wyrywał się, nie chciał tego. W
jednym momencie jego nienawiść do brata wyparowała, a zastąpiło ją poczucie
winy. Poczucie winy i rozdzierający ból w klatce piersiowej.
-Nii-san… - oczy zakryła mu grzywka. Wstydził się własnych
uczuć. Wstydził się słabości, jaką okazał. Przez ciało przeszedł dreszcz, kiedy
tylko palce brata dotknęły jego czoła, a on sam poczuł się znów jak kilkuletni
chłopiec, który zrobił coś niedobrego –Nie wiem już, co mam robić. To wszystko
jest zbyt poplątane.
-Nasza matka zawsze powtarzała, że tylko serce wskaże nam
właściwą drogę w życiu. Posłuchaj samego siebie, a znajdziesz odpowiedź.
Zobaczymy się za miesiąc.
Po tych słowach został sam w otaczającej go ciszy. W uszach
słyszał jedynie szum, a on sam jakby stracił wszystkie siły. Jego nogi powoli
skierowały go do auta, gdzie spędził kilkanaście minut, rozmyślając nad
przeprowadzoną rozmową. W pewnym sensie stracił podczas niej część siebie,
jednak czuł też ulgę, jakiej dotąd nie zaznał, nawet, gdy opowiedział całą
historię Uzumakiemu.
Wybór był oczywisty i prosty. Nie musiał się nad nim
zastanawiać, dlatego idąc za radą starszego Uchihy, wyciągnął telefon z
kieszeni spodni i wykręcił numer do przyjaciela, który odebrał po kilku
sygnałach.
-Pakuj Sakurę i przywieź do mnie, od teraz to ja się nią
zajmę.
Nie usłyszał żadnego protestu, jedynie pytanie, które go nie
zdziwiło. Pokrótce opowiedział historię z listem, pomijając fakty spotkania z
bratem i powody, dla których zmienił zdanie tak szybko. Przypominając zadanie,
jakie mu zlecił, nacisnął czerwoną słuchawkę i rzucił komórkę na fotel obok,
uruchamiając silnik i wracając do siebie.
Droga nie była długa, dlatego już kilkanaście minut później
szykował pokój gościnny dla swojej nowej lokatorki. Dłonie nadal mu drżały
niekontrolowanie, jednak nie przejmował się nimi. Nie przeszkadzały mu w pracy.
Wiedział, że to wszystko spowodowane jest pojednaniem ze starszym bratem po
kilku latach zaślepienia nienawiścią. Otworzył oczy i zobaczył, że walka nie
miała sensu. Częściowo odzyskał rodzinę. Miał nadzieję, że od tego momentu
wszystko zacznie powoli się układać, a on sam będzie mógł odetchnąć z ulgą.
Słysząc dzwonek, zawahał się na chwilę zanim otworzył drzwi.
Przez próg przeszedł blondyn niosąc dziewczynę na rękach. Nie padło między nimi
żadne słowo. Do jego uszu doszła jedynie kłótnia dwójki z salonu, dlatego to
tam się skierował. Stanął za ścianą i nasłuchiwał, co wywołało tę sprzeczkę.
-Sakurcia, tak będzie dla ciebie najlepiej.
-Naruto, ja go nawet nie znam…
-Znasz go lepiej niż ci się wydaje, musisz sobie tylko
przypomnieć, a dopóki tego nie zrobisz, zaufaj mu, tak jak zaufałaś nam.
-Nie chcę tu być, rozumiesz? Boję się, Naruto. Zwyczajnie
się boję.
-Zobaczysz, że nie ma czego. Jeśli Teme coś zrobi, zadzwoń
do mnie, a ja go wyprostuję. Z nim będziesz bezpieczna.
-Tak samo bezpieczna byłabym w swoim mieszkaniu lub u was.
Wracajmy, proszę cię.
-Nie ma mowy. Zaraz przyniosę twój wózek i rzeczy. Nie
ruszaj się stąd.
-Jakbym miała jeszcze jak…
-No… fakt… - podrapał się zakłopotany po głowie – To ten… za
chwilę jestem z powrotem, Sakura-chan!
Czuł się dziwnie obserwując tę dwójkę. *Nie ufa mi…* Nie
wiedział czemu, ale bolała go ta myśl. Był przyzwyczajony do jej całkowitego
oddania. Teraz musiał pracować na to na nowo. Nie był pewien, czy temu sprosta.
Nie mieli już przecież kilku lat. Byli dorosłymi ludźmi, a ona nie pamiętała
niczego, co mogłoby ułatwić mu to zadanie. Zdobycie jej zaufania zostało jego
nowym wyzwaniem.
Poczuł dziwny skurcz w żołądku, kiedy zobaczył, jak chłopak
schyla się nad nią i składa pocałunek na jej czole. Troska. Czy to było to?
Tak, na pewno. Kiedyś byli dla siebie jak rodzeństwo, zrobiliby cokolwiek, aby
uszczęśliwić drugą osobę. Teraz zmieniło się to dzięki niemu samemu. Nie chcąc
dłużej pogrążać się w zadumie, usiadł na krześle w kuchni, czekając na odbycie
własnej, poważnej rozmowy.
-Domyślam się, że nie powiesz mi, co zmusiło cię do zmiany
zdania?
-Hmph
-Teme, zależy mi na waszej dwójce, dlatego mam nadzieję, że
nic jej się nie stanie, bo inaczej będę musiał cię sprać.
-Jakbyś miał jeszcze jakieś szanse, głąbie…
-NANI?! Pokonałem cię w kamień, papier, nożyce jako 7-latek!
Spieranie się z nadpobudliwym przyjacielem zawsze poprawiało
mu humor. Lubił go drażnić. Przypominało mu to czasy beztroskiego dzieciństwa i
niekończących się zabaw na podwórku przy jego domu rodzinnym.
-Tylko dlatego, że dałem ci wygrać. Nie masz ze mną
najmniejszych szans
-Jeszcze się przekonamy! Nawet nie będziesz się spodziewał,
kiedy nadejdzie mój atak!
-… głąb
-Temeee
-Mów czego chcesz i wynocha
-Czyżbyś chciał zostać z Sakurcią sam na sam?
Pokręcił głową z zażenowania, kiedy ten próbował ruszać
sugestywnie brwiami. Niestety, wyglądało to, jakby chłopak został porażony
prądem, chociaż nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wygląda w danej chwili.
-Nie mam dla ciebie całego dnia. Czy możesz się streszczać?
-Nie ma z tobą żadnej zabawy – wymamrotał, poddając się w
swoich czynnościach –Pilnuj jej jak największego skarbu. Wiesz dobrze, że jest
źle.
-Nie jestem idiotą, kretynie
-Musisz pomagać jej we wszystkich czynnościach, chociaż boję
się, że twoja twarz na tym ucierpi. Sakurcia ma ciężki charakter, zwłaszcza
teraz.
Znudzony oparł głowę na dłoni, wpuszczając słowa jednym
uchem, a wypuszczając drugim. Nie przykładał do nich większej uwagi. Sam
wiedział, co musi robić.
-Coś jeszcze?
-Tooo chyba wszystko. Przyniosę tylko jej rzeczy i wracam do
siebie. Nawet nie wiesz jak Hinacia zrobiła się wrażliwa na punkcie moich
późnych powrotów do domu po naszym ostatnim imprezowaniu…
Wpatrywał się, jak kolejne torby pojawiały się w holu jego
domu. Domyślał się, że jest to wszystko, co tylko Haruno miała w swoim
mieszkaniu, a potrzebne było jej tutaj. Gdy tylko w jego dłoni znalazł się
wózek, rozłożył go, opierając się ramieniem o jego rączkę.
-To wszystko – jego oczy poraził uśmiech, który sięgał od
ucha do ucha –Babcia Tsunade przyjdzie jutro na rehabilitacje i powie ci, kiedy
Sakura-chan musi stawiać się na wizyty.
Mając nadzieję, że to wszystko, zaczął zamykać drzwi, kiedy
uniemożliwiła mu to wsunięta pomiędzy skrzydło, a framugę stopa.
-Oii, Teme! Przyszykuj jutro dobry obiad, wpadniemy w
odwiedziny!
Zatrzasnął mu drzwi przed nosem, mrucząc pod nosem wiązankę
przekleństw. Pomimo przyjaźni, jaka ich łączyła, nie potrafił znieść tej
energii, jaka buzowała w jego ciele i znajdowała ujście zawsze, kiedy
przebywali w swoim towarzystwie. Uznając, że jego gość czekał już wystarczająco
długo, wszedł do salonu.
Zastał ją w takim stanie, w jakim pozostawił ją Uzumaki. Nie
spodziewał się, że przywita go uroczym głosem, pytając jak mu minął dzień, lecz
nie spodziewał się również, że zastanie ją w taki sposób. Dziewczyna leżała na
kanapie z wyraźnie niezadowoloną miną, wysyłając w jego stronę niebezpieczne
ogniki. Nie podobało jej się, że zmuszona została do przeprowadzki, chociaż
według niego, powinna dziękować mu za pomoc i chęć uratowania życia.
Pytaniem było tylko, czy ma za co dziękować, jeśli nie ma
pojęcia o całej sprawie? Nawet przed wypadkiem i amnezją nie powiedział jej nic
o zagrożeniach czyhających na jej życie. Nie chciał jej martwić.
Jego oczom nie umknął fakt, że drgnęła, gdy tylko pojawił
się w pomieszczeniu, tak jak jego wzrok nie ominął małej iskierki strachu,
tlącej się w głębi jej oczu. To jego zachowanie spowodowało, że nie chciała
przebywać w jego towarzystwie, jak i bała się cokolwiek zrobić.
Żadne z nich nie powiedziało ani słowa. Mierzyli się
wzrokiem, próbując rozszyfrować o czym myśli druga osoba.
-Sasuke, tak? Ustalmy sobie pewne zasady…
Wyraźnie zdziwiony uniósł brew. Zapowiadało się ciekawie.
***
Nie podobała jej się ta sytuacja. Ani trochę. Spędziła miły
dzień w ogrodzie z Hinatą, łapiąc promienie słońca, kiedy ich spokój zakłócił
Naruto, krzyczący niezrozumiałe dla nikogo słowa. Zaśmiała się w duchu na to
wspomnienie. Ten chłopak był zawsze pozytywnie nastawiony do życia. To
powodowało, że chociaż go nie pamiętała, ufała mu. Nie dało się go nie lubić.
Jej radość zburzyła wiadomość, jaką ze sobą przyniósł. Miała
się przeprowadzić do zupełnie obcej osoby? Ciągle powtarzał jej, że Uchiha jest
dobrym człowiekiem, tylko gburowatym, że to dla jej dobra, a on dobrze się nią
zajmie. Nie rozumiała tego. Nawet nie chciała spróbować. Jej życie zostało
wywrócone do góry nogami w chwili wypadku.
Gdy obudziła się z kilkumiesięcznej śpiączki, dowiedziała
się, że cierpi na tymczasowy zanik pamięci, a żeby odzyskać władzę w nogach
przeszła operację i musi odbyć rehabilitację. Teraz dowiaduje się, że zmuszona
jest zamieszkać z kimś, kto samym spojrzeniem wywołuje u niej paraliżujący strach.
Zastanawiało ją co zrobiła źle, że jest karana w takim stopniu.
Nie miała żadnego wyboru i była tego świadoma. To inni
władali jej życiem, a ona musiała się ich słuchać. Nie dałaby rady sama przeżyć
w tym świecie. Był brutalny. Panowały w nim konkretne zasady, których nie
znała. Była zagubiona i zmieszana. Chciała zniknąć. Po prostu zasnąć i już się
nie obudzić.
Droga strasznie jej się dłużyła. Wzrok wlepiony miała w
szybę. Obserwowała uważnie mijane krajobrazy i ludzi. Przyglądała się
szczęśliwym parom i rodzinom, chcąc poczuć to co oni chociaż przez chwilę.
Zazdrościła im, że chociaż niektóre chwile były dla nich beztroskie.
Na miejscu lustrowała dom, lub raczej willę, pod którą
zajechali. Była wielka i imponująca. Za wielka według niej na osobę, która
mieszka tam sama. Nie została usadzona na wózku. Blondyn wniósł ją do środka na
rękach, układając wygodnie na kanapie. W tym momencie coś w nią trafiło. Złapała
za jego koszulę, potrząsając nim tak mocno, na ile pozwoliła jej siła. Walczyła
sama ze sobą, żeby się nie rozpłakać.
Nie sprzeczali się długo. Uzumaki usilnie starał się
udowodnić jej, że w tym miejscu jest najbezpieczniejsza, a jej nowy
współlokator dobrze się nią zajmie. Nie pamiętała go, dlatego nie rozumiała,
jak mogłaby powiedzieć, że go zna. *To niedorzeczne* pomyślała.
Została postawiona pod ścianą. Nie mogła nawet uciec. Nie
miała dokąd, nie wiedziała, gdzie mogłaby iść, a co najważniejsze, nie była w
stanie tego zrobić. Jej największym marzeniem było jak najszybsze odzyskanie
sprawności w nogach.
Kiedy tylko została sama, zanurzyła głowę w poduszce,
wydając z siebie cichy jęk. Stanowczo stwierdziła, że pobyt tu będzie czymś,
czego nigdy nie zapomni, choćby nie wie jak próbowała i się starała. Mówi się przecież, że te najgorsze rzeczy
zostają w głowie najdłużej…
Minęło kilka minut, nie wiedziała dokładnie ile. Być może 2,
a może 10. Szybko zorientowała się, że nie jest sama. W progu pokoju stał
mężczyzna o czarnych, tajemniczych oczach. Były dla niej zagadką, którą chciała
poznać. Wiedziała, że to właśnie one prześladują ją co noc w snach. Przerażały ją, a z drugiej strony przyciągały
jak magnesy. Głębokie, niczym ocean dokładnie ukrywały wszelkie uczucia
właściciela.
Wpatrywał się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a ona
sama posyłała mu najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie było ją stać. Serce
biło jej jak szalone, ujawniając jak bardzo bała się tej bliskości i spotkania
sam na sam. Chciała rozgryźć, co zaprząta jego myśli.
Nie chciała przerywać ciszy, nie wiedziała co powiedzieć. Z
drugiej strony nie mogła tak po prostu leżeć i wpatrywać się w niego, niczym w
obrazek.
-Sasuke, tak? Ustalmy sobie pewne zasady... Nie wchodzimy
sobie w drogę. Nie chcę tu być i nie będę tego ukrywać, dlatego jeśli już
jestem zmuszona do życia z tobą pod jednym dachem, chcę, żeby to było jasne.
Będziesz mi pomagał, ja odwdzięczę się tym samym. Nie mam zamiaru się z tobą wykłócać.
-Hn
To wszystko? Czy to jedyne, na co go stać? Nie miała
pojęcia, czy ten pomruk oznaczał zgodę, czy wręcz przeciwnie. *Świetnie, po
prostu świetnie. Utknęłam z gościem, który nie umie skleić nawet zdania*
Pisnęła, kiedy szybkim i niezapowiedzianym ruchem wziął ją na ręce. Przez jej
ciało przeszedł prąd, a oczy zaszły mgłą. W głowie zaczęły wirować nowe obrazy.
17-sto letnia
dziewczyna biegła za swoim przyjacielem, próbując go dogonić. Kiedyś nim był,
lecz jak było teraz? Kochała go całym sercem, była gotowa zrobić dla niego
wszystko. Od długiego czasu zachowywał się dziwnie. Ignorował ją, zbywał
półsłówkami lub ranił, mówiąc rzeczy, których nigdy nie spodziewała się od
niego usłyszeć. Zmienił się nie do poznania, lecz tylko w stosunku do niej.
Kiedyś byli niczym rodzina, teraz traktował ją jak zwykłego śmiecia. Nie wiedziała,
co się do tego przyczyniło. Nie zrobiła nic złego. Postanowiła, że nadszedł
czas, aby dowiedzieć się prawdy.
-Sasuke-kun! …
Sasuke-kun, zatrzymaj się! … Sasuke-kun! – złapała go za rękaw kurtki, mocno
szarpiąc, aby odwrócić go w swoim kierunku. Zrobiła mały krok w tył, kiedy
zmroził ją swoim lodowatym spojrzeniem.
-Czego chcesz? –
niemal warknął. To tylko uświadomiło ją, że coś jest nie tak.
-Ja… Sasuke-kun, co
się z nami stało? Możesz mi powiedzieć, jesteśmy przecież przyjaciółmi i ja…
-Przyjaciółmi? –
zakpił –Dlaczego mielibyśmy się przyjaźnić? Spójrz na siebie, jesteś żałosna, a
w dodatku irytująca… Nie mam dla ciebie czasu.
Nie mogła w to
uwierzyć, tak po prostu odszedł. Upadła na kolana, mocno je ściskając. To nie
pierwszy raz, kiedy jej to powiedział, tylko dlaczego zawsze bolało coraz
mocniej? Nie podda się, nie może. Będzie walczyć do końca.